„ W życiu piękne są tylko chwile…”

Na plenerowym zebraniu rodziców była także obecna trener KGHM
Metraco Zagłębia Lubin oraz trenerka dziewcząt w naszej szkole. Z
drużyną Miedziowych zdobyła w tym roku po raz piąty Puchar Polski i wicemistrzostwo Polski.
Pani trener opowiedziała nam swoją historię… o tym, jak to
wszystko, co związane z piłką ręczną, się zaczęło…

Bożena Karkut:

Czas…

Czas ma to do siebie, że szybko mija, w naszej pamięci zostają tylko
chwile…a te chwile są piękne, jeśli nie tylko potrafimy z życia brać,
ale także dawać, a w sporcie trzeba dawać z siebie wszystko!
Młodość krótko się śni, ale jeśli w tej młodości damy z siebie
wszystko, to na pewno zaprocentuje i będziecie mogły liczyć właśnie
na siebie. A to najważniejsze zwycięstwo, bo wygrane z własnymi
słabościami. Każdy z Was napisze swoją historię z piłką ręczną, jeżeli
jesteście ciekawi, posłuchajcie mojej…
Skończyłam karierę w 2000 roku, więc wiele osób, które interesują się piłką ręczną, na pewno wielu faktów z tych czasów nie kojarzy, po prostu dlatego, że dopiero się urodziły albo dojrzewały. Dla mnie wydaje się to czas bardzo bliski, a przede wszystkim bardzo przyjemny. W piłkę ręczną grałam 25 lat, ćwierć wieku, sporo…
Miałam możliwość uczestniczenia- od juniorek po seniorki- we
wszystkich grupach reprezentacji Polski. Za swoje dobre występy w reprezentacji Polski zostałam wyróżniona i trzykrotnie występowałam
w reprezentacji świata i Europy. To taka nagroda, wyróżnienie dla
zawodników za dobrą grę w reprezentacji. A w związku z tym, że ten
mój poziom sportowy był gdzieś tam zauważalny, dostawałam też
propozycje z zagranicy, z tym, że nie ukrywajmy, na tamten czas, dla
nas wyjazd za granicę, to był przede wszystkim wyjazd spowodowany poprawieniem sobie warunków ekonomicznych.
Dzisiaj chyba bardziej to jest związane z poziomem sportowym. Mnie
udało się to połączyć, dobry poziom sportowy i poprawienie warunków życia mojej rodzinie. Dlatego zawsze
mówię, że gdybym miała powtórzyć swoją historię, to podjęłaby takie
same decyzje.


Nikt mnie nie chciał…


Zaczęło się w V klasie szkoły podstawowej, naboru do drużyny
dokonywał trener- fan koszykówki, próbą było kozłowanie, coś
chyba nie poszło, bo mnie nie przyjął, ale koleżanki się dostały, więc
po ich treningu, szłyśmy dopiero grać w piłkę.
Później przeprowadziłam się do innej dzielnicy, w nowej szkole
zaczęłam od stania na bramce, aż moja nauczycielka zachęciła mnie
słowami: – Bożenka, spróbuj , to taka prosta gra…


Bałkany…

I zaczęłam…zostałam królem strzelców. Jakoś szło.
Pewnego razu brat mi powiedział, że jest taka dobra drużyna AZS
Wrocław i trzeba tam spróbować swoich sił, ale to nie było
proste, bo trener moich umiejętności strzeleckich nie widział i po
prostu nie chciał mnie przyjąć. Miał już komplet, więc nie za bardzo
był zainteresowany. Ale moja mama postanowiła wziąć sprawy w
swoje ręce i zadzwoniła, nie wiem, co powiedziała, chyba tylko tyle, że
trenowała i wie, jak to jest…I trener postanowił dać mi szansę, po
pierwszym treningu powiedział:- Przynieś zdjęcie, to cię zgłoszę do
rozgrywek…I tak zostałam w AZS-ie Wrocław, z którym zdobyłam
mistrzostwo Polski (1984), dwukrotnie wicemistrzostwo Polski
(1980, 1982) oraz brązowy medal (1981).
Zawzięcie trenowałam, zbliżały się Mistrzostwa Świata, usłyszałam: –
Nie pojedziesz.
Ale ktoś nie pojechał, bo stało się coś…i hurra –załapałam się do
ostatniego wagonu odjeżdżającego pociągu na Mistrzostwa Świata…-
jak powiedział mój trener i zostałam trzecim strzelcem drużyny…
I tak po prawdzie karierę zaczęłam na asfalcie…a nie na hali, takie
były czasy, i pady asfaltowe też nam wychodziły- pamiętam nawet
regulamin do grania w piłkę w deszczu…można jeszcze wiele
powspominać…


Dodatkowym utrudnieniem chyba było ograniczenie wiekowe.
Kiedyś, żeby kobieta mogła wyjechać za granicę, musiała skończyć
32 lata. Dla wielu to był już koniec kariery. Wywalczyliśmy sobie
obniżenie tego wieku do dwudziestu ośmiu lat. I właśnie, mając 28
lat, pierwszy raz wyjechałam za granicę. Pierwszym moim krajem
docelowym była, dla wielu dzisiaj nie do wyobrażenia, Jugosławia.
Jugosławia to był kraj, który przed wojną pięcioletnią podzielił się na
Serbię, Słowenię, Czarnogórę, Chorwację Bośnię i Hercegowinę. A ja
wyjechałam do Jugosławii, to był wtedy jeden kraj. Myślę że
przeszłam tam porządną szkołę życia. Czasem myślę, że nie w formie
bądź narzekający sportowcy, powinni trafić na Bałkany, bo bardzo
szybko nauczyliby się pokory do tego, co robią. Ale przede
wszystkim poważnego traktowania każdego treningu, tam każdy

trening jest na sto procent, to taka hartownia charakteru. Stamtąd, już
w połowie roku 90,uczestniczyłam z reprezentacją Polski w Seulu.
Były to moje najlepsze mistrzostwa świata, jeżeli chodzi o
indywidualne występy, bo zdobyłam wtedy tytuł króla strzelców. Nie
zdawałam sobie sprawy wtedy z wagi tej nagrody, bo jak się okazało,
to była pierwsza nagroda dla Polki na mistrzostwach świata i tytuł
króla strzelców. No i do dzisiaj jest to jedyna nagroda, niestety, a
dodatkowo, grając na prawym skrzydle z prawą ręką, zostałam
wybrana najlepszą skrzydłową na tej pozycji, więc byłam szczęśliwa,
jeżeli chodzi o te występy.
Ale też serce moje było podzielone, bo zabrakło nam jednej bramki
do tego, żeby jechać na igrzyska do Barcelony. I dzisiaj, mimo tych
wszystkich osiągnięć, zawsze sobie mówię, że oddałabym wszystkie
te indywidualne nagrody po to, żeby pojechać na igrzyska
olimpijskie. Wtedy też powołano mnie do reprezentacji świata i tak
naprawdę to powołanie, które mi wręczył wtedy ówczesny prezes
Czerwiński u mnie i moich koleżanek z reprezentacji, zamiast
wywołać radość… to był potok łez. No bo ja ciągle chciałam zagrać
na igrzyskach!!

Norwegia..


Właśnie po tych mistrzostwach 6 z pierwszego zespołu reprezentacji
dostało propozycję wyjazdu do Norwegii i wtedy to była najsilniejsza
liga na świecie. Wszystkie czołowe zawodniczki jechały właśnie do
Norwegii.


Medalistki olimpijskie, medalistki mistrzostw świata i ja. Właściwie
wróciłam do Jugosławii, ale tak naprawdę już wiedziałam, że od
nowego sezonu będę grała w Norwegii i po zakończeniu sezonu oraz zdobyciu wicemistrzostwa starej Jugosławii i Pucharu Serbii, postanowiłam wyjechać. Już wtedy troszkę się bałam o własne bezpieczeństwo, bo niestety
tam miały miejsce pierwsze incydenty zbrojne. Jugosławia zaczęła się
dzielić. Chciałam stamtąd jak najprędzej wyjechać, bo bałam się po
prostu o swoje życie. I z tego gorącego kraju wyruszyłam na

północ… do kraju bajki, bo tak określano Norwegię. Jeżeli chodzi o
widoki, bo zimą to jest taki kraj bajki. Trafiłam do drugoligowego
zespołu w Oslo, potem do pierwszoligowego.
Największe przeżycie sportowe, jeżeli chodzi o Norwegię…
Akurat w tym czasie było nas sporo Polek, siedem albo osiem
zawodniczek. Spotkania polonijne, ale przede wszystkim taka duma z
tego, że się gra w reprezentacji Polski, bo właśnie w Skandynawii
nauczono mnie być dumnym z tego, że się gra w reprezentacji.
Dzisiaj troszkę czasy się zmieniły u nas nie jest to aż tak piętnowane,
ale kiedyś jeżeli zawodniczka reprezentująca Polskę, przyszła w
dresie z orłem na trening klubowy, to zaraz uważano, że woda
sodowa uderzyła jej do głowy, więc dresy były skrywane i tylko
właściwie używane na meczach reprezentacji czy zgrupowaniach.
Tam w Norwegii wręcz należało pokazać, że jest się w reprezentacji
danego kraju. Przepiękne było dla mnie to, kiedy wracałam po
turnieju i czułam się dumna i wolna.
W związku z tym, że to były dobre moje lata w reprezentacji,
właściwie na każdym turnieju byłam wybierana do „ Best seven”-
najlepszej siódemki. W tamtych czasach był rozgrywany taki czołowy
turniej europejski, właśnie w Norwegii, gdzie czołowe drużyny
europejskie się tam zbierały. No i Polska miała bardzo udane
występy, trzy lata z rzędu wybierano mnie do best siódemki. Kiedy
wracałam do klubu, to czekał na mnie ogromny kosz kwiatów
i słodyczy i gratulacje całego zespołu za to, że dobrze reprezentowałam nasz klub. Za to, że grałam z reprezentacją Polski, nigdy czegoś takiego w Polsce nie przeżyłam i dzisiaj staram się to kultywować jako trenerka. I zawsze jeżeli nasze reprezentantki wracają do klubu, to staram się je powitać, bo uważam, że każdy dobry występ, to jest też cząstka naszego sukcesu.

…wygrana to także zasługa naszych wiernych fanów

Pięknym przeżyciem był też finał Pucharu Norwegii i marzy mi się
taki Puchar Polski. Puchar Norwegii jest rozgrywany co roku w
stolicy tego kraju z udziałem króla tego kraju. Po odegraniu hymnu
oczywiście, w największym obiekcie, jaki jest w Oslo Spektrum. Obie
drużyny walczą o to trofeum. Tę nagrodę wręcza król -statuetki Złoty
i Srebrny. Przyjeżdżają kibice z obu z obu klubów. Trybuny są
podzielone na barwy tych klubów, więc jeżeli osiem tysięcy w hali
dopinguje, to naprawdę jest wrażenie, że gra się coś ważnego.
Marzyłam o takim dopingu w Polsce, że kiedyś dożyję w Polsce
takich momentów, gdzie hale będą wypełnione po brzegi. I te
marzenia się spełniły. W maju, w hali widowiskowo-sportowej
imienia Mieczysława Łopatki w Gnieźnie odbył się finał PGNiG
Pucharu Polski. Trofeum padło łupem Metraco Zagłębia Lubin, które
pokonało SPR Pogoń Szczecin 25:19. To piąta wygrana Zagłębia w Pucharze Polski. Kibice naszej drużyny dopisali, doping był
niesamowity, wygrana to także zasługa naszych wiernych fanów,
dziękujemy.

I nagle… zadzwonił telefon

Wróciłam do Polski w 93 roku, przede wszystkim ze względu chyba
na moją córkę, bo był to czas kiedy należało zdecydować, czy
zostajemy i będziemy żyli za granicą, czy wracamy do Polski.
No bo trzeba iść do szkoły, rozpocząć naukę. Jednak mimo tego, że
jeździłam po wielu krajach i wszędzie miałam możliwość zostania,
gdzieś zawsze uważałam, że urodziłam się w Polsce i to jest mój kraj.
Wróciliśmy. Wróciłam do swojego klubu, w którym się wychowałam.
Może Wrocław nie był tu już takim mocnym klubem jak kiedyś,
kiedy co roku stawialiśmy na podium, jednak cały czas dobrze mi się
grało. W 36. roku życia zaplanowałam sobie zakończenie kariery.
Powiedziałam, że już na pewno jest to mój ostatni sezon. I nagle…
zadzwonił telefon… z Wiednia, z najlepszej drużyny w Europie, 6-krotnego zdobywcy pucharu Champions League, 11- krotnego finalisty tych rozgrywek. Czy nie byłabym zainteresowana grą w tym

klubie. Hm.. z jednej strony duże zaskoczenie, bo u nas w tym wieku
zawodniczki już dawno się skreśla. Mimo że właściwie cały czas
byłam gdzieś wybierana do siódemek sezonu i byłam czołowym
strzelcem swojej drużyny, to jakoś tak nieskromnie wypominano mi
ten wiek. A tam pojechałam i zapytałam, czy oby mam jeszcze
odpowiedni wiek…Na co menadżer:

  • Chcesz grać, to graj. Nie wiem tylko, na której pozycji, bo
    przewidziana jesteś albo na prawym, albo na lewym skrzydle. Jeśli
    kupię leworęczną, to grasz na lewym, jeśli praworęczną , to na
    prawym.
    I tak też było, jeden sezon grałam na lewym skrzydle, drugi na
    prawym skrzydle. Zostałam bardzo ciepło przyjęta przez
    zawodniczki, ale myślę, że troszkę mi pomogło też to, że po pierwsze
    znam języki, po drugie z tymi zawodniczkami wcześniej grałam
    w reprezentacji świata czy Europy, więc niejako były to już moje
    koleżanki. Także dosyć szybko zostałam przyjęta przez austriacki
    zespół. W klubie spotkałam bratnią duszę i było łatwiej- Danuta Załęska- reprezentantka Polski, z którą grałam w AZS-ie Wrocław i ona właśnie dużo mi pomogła i z nią przyjaźnię się do dzisiaj… Jeśli
    wspomniałam Danusię, nie mogę zapomnieć o Renacie Cieloch, także
    na pewno nie czułam się samotna w tej drużynie i cudowne było to,
    co usłyszałam na pierwszym treningu. Każdy się przedstawiał, same
    gwiazdy. No i menadżer Gunnar Prokop, który wyszedł i powiedział:-
    Interesuje mnie tylko Puchar Europy. Piękny cel, więc wszystko było
    podporządkowane Pucharowi…Oczywiście to wszystko ładnie
    wygląda w opowieściach, ale trzeba sobie zdać sprawę, że to granie w
    każdym z tych krajów, to nie tylko te miłe chwile, to jest po prostu
    ciężka praca każdego dnia. I tak też było i w Wiedniu. Trenowaliśmy
    przez cały rok dwa razy dziennie, czasami trzy, czasem zaraz po
    meczu pucharowym i po krótkim bankiecie.

Sport przez wielkie S

Także nic łatwo nie przyszło. Wszystko, co osiągnęłam w życiu,
osiągnęłam dzięki naprawdę ambicji i pracy na boisku. We
wiedeńskim Hypo oczywiście wymogi stawiano wysoko, ale też
zapewniono wszystko na wysokim poziomie. Po prostu miałam
okazję zobaczyć, jak wygląda taki sport przez wielkie S, jeżeli chodzi
o profesjonalizm zarówno klubu jak i samych zawodniczek, bo tam
nikt nikogo nie musiał poganiać do pracy. Nikt nikomu nie musiał
mówić, czy chwyt, czy podanie, czy atak szybki, czy obrona, czy rzut
-to musi być na sto procent na treningu. No bo za chwilę na meczu,
przy presji wyniku i stresu, trzeba będzie to dopiero dobrze wykonać.
Miałam okazję pracować z wieloma trenerami różnych reprezentacji.
W pierwszym momencie zetknęłam się w Wiedniu z Anatoliyem
Nikolaevichem Yevtushenko, zapewne wszyscy, którzy interesowali
się męską piłką ręczną, na pewno będą wiedzieli, kto to jest, bo był to
trener, który z męską reprezentacją wtedy osiągnął wszystko. Bardzo
surowy trening i ogromna dyscyplina.


Gdy zostałam trenerem Zagłębia…


Myślę, że w dużej mierze dzisiaj, przygotowując swój zespół,
wzoruję się na nim, nie wiem, na ile było to przygotowane tylko przez
niego, a na ile w ogóle narzucone w tym klubie. Wiele nauczyłam się
także od kolejnych trenerów, bo właściwie potem, każdy kolejny
trener i trenerzy ze Skandynawii, z Danii, z Norwegii, z Węgier czy
trenerzy z Bałkan, czegoś mnie nauczyli. Dzisiaj w drużynie Zagłębia
mamy taką mieszankę tych wszystkich prądów i bałkańskiego
i rosyjskiego i skandynawskiego.
I jeszcze jeden trener… Jerzy Noszczak- trener młodzieżowej
reprezentacji Polski, z którą wywalczył brązowy medal MŚ w tej
kategorii wiekowej w 1985. Prowadził także reprezentację Polski
seniorek, z którą zajął na mistrzostwach świata w 1990 – 9. miejsce-
w Korei Południowej. To on mnie odkrył na nowo i jemu
zawdzięczam to, że pokazał nam świat, chciał, żebyśmy nie tylko
grały , ale i zwiedzały i zwiedzałyśmy , dzięki temu mogę śmiało
powiedzieć, że w życiu zobaczyłam coś więcej niż widoki zza szyby
autokaru czy hali odpraw.

Gdy zostałam trenerem Zagłębia, tak naprawdę starałam się dosyć
szybko wprowadzić taką radosną piłkę ręczną. Mówię tu o tym, że
dziewczyny nie boją się zagrać wrzutek, że potrafią cieszyć się po
bramkach. W ogóle uważam, że wiele rzeczy, które tu wprowadzam,
na treningach i w czasie meczów, po prostu to przeżyłam i wiem, jak
to jest. Ja wiem, jak się z tym człowiek czuje, byłam najpierw
zawodniczką, a potem zostałam trenerem.
Przeżyłam wzloty i upadki, siedziałam na trybunach, byłam
faworytką w pierwszym składzie, siedziałam na ławce, wychodziłam
tylko na dwie minuty. A kiedy przyszedł mój czas, mogłam się
wykazać, debiutowałam w wieku 18 lat, a w wieku 19 grałam w
reprezentacji seniorek, byłam najmłodszym kapitanem drużyny w
historii, zakończyłem karierę, zaczynając 40 rok życia, zdobyłam w
2000 roku swój kolejny puchar . W tym roku zaczynam 20 rok pracy
trenerskiej- na koncie 16 medali i 5 pucharów.
I w tym roku też zdobyłam Puchar- ten najważniejszy- Puchar Polski

Wszystkim młodym adeptom piłki ręcznej

życzę bezpiecznych
wakacji, wytrwałości…
I medali, tych złotych w szczególności!!
A Lubinowi, żeby doszedł dalej w Pucharach, bo w sporcie zawsze można więcej!

2016.03.30 Lubin Pilka reczna PGNiG Puchar Polski Cwiercfinal 1/4 sezon 2015/2016 Metraco Zaglebie Lubin – AZS Laczpol AWFiS Gdansk N/Z Bozena Karkut (trener, head coach) Karolina Semeniuk Olchawa Foto Pawel Andrachiewicz / Pressfocus 2016.03.30 Lubin Handball Women PGNiG Polish Cup 1/4 Final season 2015/2016 Metraco Zaglebie Lubin – AZS Laczpol AWFiS Gdansk Bozena Karkut (trener, head coach) Karolina Semeniuk Olchawa Photo Pawel Andrachiewicz / Pressfocus

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *